top of page
  • Instagram
  • Facebook
  • Vlákna

Fantastyczna Czwórka: Pierwsze Kroki – Retro bohaterowie z sercem

fantastyczna czworka
Fantastyczna Czwórka: Pierwsze Kroki

W weekend w końcu znaleźliśmy z moją żoną trochę wolnego czasu i postanowiliśmy zrobić sobie kinowy maraton – dwa filmy pod rząd. Zaopatrzeni w popcorn ruszyliśmy do naszego ulubionego Cinema City Sadyba w Warszawie. Dobrze znamy to kino – przyjemne miejsce z sympatyczną i profesjonalną obsługą. Nawet jeśli nie znasz polskiego (tak jak my – czesko-filipińska para), spokojnie się dogadasz po angielsku.


Na premierę nowej Fantastycznej Czwórki wybraliśmy mniejszą, klasyczną salę 3D. Atmosfera była świetna – mimo kameralnego rozmiaru, sala była wygodna i klimatyczna. Dźwięk i obraz wciągnęły nas totalnie w film. IMAX lubimy bardziej, ale tym razem chcieliśmy spróbować czegoś innego – i 3D nie zawiodło.


Wcześniej obejrzeliśmy nowego Supermana, który... no cóż, niezbyt nas porwał. Było nudno, rozwlekle – miałem ochotę wyjść. Ale wytrzymaliśmy. Na szczęście potem przyszedł czas na Fantastyczną Czwórkę: Pierwsze Kroki – i wtedy było już jasne, że trafiliśmy na Marvela, który wie, co robi.


Film osadzony jest w kolorowym retrofuturystycznym świecie inspirowanym latami 60. Główne role grają: Reed Richards (Pedro Pascal), Sue Storm (Vanessa Kirby), Johnny Storm (Joseph Quinn) i Ben Grimm (Ebon Moss-Bachrach). Stają przed najtrudniejszym dotąd wyzwaniem – muszą ocalić Ziemię przed Galactusem, którego nadejście zwiastuje tajemnicza Silver Surfer (Julia Garner). Konflikt szybko nabiera bardzo osobistego wymiaru...


Najbardziej ujęła nas wewnętrzna równowaga filmu. To nie jest bezmyślne kino akcji – raczej stylowa, wciągająca przygoda balansująca między sci-fi, dramatem i emocjami. Bohaterowie nie są sztuczni – naprawdę czuć, że tworzą rodzinę. Kłócą się, wspierają, kochają. Chemia między aktorami jest świetna. Pascal w roli Reeda wypada przekonująco – głównie dzięki Kirby, która wciela się w Sue Storm z pasją i naturalnie staje się centrum zespołu. Johnny i Ben wnoszą luz, humor i iskrę – ich wzajemne docinki dodają dynamiki i emocji.


Oczywiście można by się czepiać – że Pedro znów gra samego siebie, że jego postać jest zbyt pasywna w scenach akcji, że o Benie wiemy za mało, a Johnny nie jest takim podrywaczem jak kiedyś. Ale... to wszystko już widzieliśmy. Po co znów odgrzewać ten sam schemat? Tutaj dostaliśmy coś innego – rodzinę, która działa.


Film nie stara się wszystkiego tłumaczyć – i to jest odświeżające. Po prostu wrzuca cię w świat, w którym Czwórka już od dawna działa – i jest kochana przez ludzi. I to działa. Scenariusz jest szybki, klarowny, dialogi bezpośrednie, ale nie głupie. Historia trzyma tempo, a dzięki mocnemu stylowi wizualnemu nie pozwala się oderwać aż do końca. Szkoda tylko, że finał nie osiąga oczekiwanego „epickiego” poziomu. Galactus robi wrażenie, ale jego potencjał nie został w pełni wykorzystany. Bardziej unosi się nad filmem jak cień niż realne zagrożenie. Z drugiej strony – nigdy nie lekceważ siły matki chroniącej swoje dziecko.


Mimo drobnych minusów – film działa. Po kilku mdłych tytułach Marvel wraca do formy. Mamy tu przygodę, emocje, styl i serce. Film, który nie tylko bawi, ale naprawdę wciąga w świat, gdzie bohaterowie są czymś więcej niż tylko maskami i wybuchami.


Werdykt: Fantastyczna Czwórka w końcu doczekała się filmu, którego Marvel nie musi się wstydzić. Historia ma serce, styl i emocje. Nie oczekuj non-stop akcji, ale dobrze zbalansowanego filmowego koktajlu z duszą.


Ocenianie 75%

Komentarze


bottom of page